STATYSTYKA

7/22/2012

01. Co masz na myśli mówiąc ' szkoła z internatem' , tato?




'To nie mógł być pierwszy dzień  w szkole. Znalam wszystkich, o tu  idzie Isabell, tam pani Mays. Ale było wielkie zbiorowisko ludzi. Całe boisko zapełnione było uczniami, rodzicami i nauczycielami. Czekaliśmy na przemowę dyrektora jak ZAWSZE na nowy rok szkolny.  Patrzyłam z góry szukając mojej grupki znajomych, a przynajmniej kogoś znajomego koło kogo mogłam spokojnie siedzieć.  W końcu oni mnie  odnaleźli .Szli powoli lawirując między innmi uczniami, którzy spóźnili się na  przydzielanie pokoi w Internacie i teraz  czekali na najgorsze miejsca wśrod  kujonów, emosów, gotów czy metali.  Czułam się niespokojna, strasznie niespokojna. Czułam że coś się stanie,  ale nie umiałam wytłumaczyc co, dlaczego i komu. Nic nie wiedziałam. Tylko to czułam. Głęboko w środku, w sercu.
Miałam rację. Na boisku zrobił się szum, cheerleaderki przestały wykonywać swoje  popisy na piramidach. Rozległy się strzały. Trzy w niebo, jeden w kogoś. Tłum rozstapił się pokazując kogoś leżącego na  trawie.  To był chłopak, młody przystojny. Dostał kulkę prosto w serce. Umierał....  Słyszałam kogoś smiech.  Rozejrzalam się i zobaczyłam tylko  chłopaka o miodowych włosach,  zielonp-brązowych oczach. Stał oparty o swój kabriolet z załozonymi rękoma. Czarna skórzana kurtka błyszczała w słońcu.  Na przystojnej twarzy wykwitł pogardliwy usmiech. Zmrużyłam oczy, a on  tylko zaśmiał się jeszcze raz i wskoczył do auta. Ktoś  tam już na niego czekał. Chłopak,  Victor Rosenthal. Mój były narzeczony...."



Obudziła się cała oblana potem. Przez chwilę nie zdawała sobie sprawy gdzie jest ani z kim. W głowie wciąć brzmiał glos tajemniczego chłopaka, tak zimny i szyderczy. Dlaczego właśnie on się jej śnił. I to morderstwo w jakieś szkole z Internatem...
     Nicole Carter zwykle nie zwracała uwagi na to co się jej śni. Uważała to za banialuki tworzone przez zbyt wybujałą wyobraźnię. Nigdy żaden sen się nie spełnił. Sama żyła we śnie. Miała wszystko, prawie wszystko co chciała mieć. Dom z basenem o powierzchni prawie tysiąca metrów kwadratowych tuż przy prywatnej plaży, jacht, własna siłownię, paręnaście kart kredytowych, samochód. Chodziła do najlepszej szkoły w Miami, była kapitanem drużyny cheerleaderek i uchodziła za największą sukę w całej dzielnicy.  Spotykała się z gangsterem, którego wszyscy się bali. Nie przeszkadzało jej to, żyła jak księżniczka i tak miało pozostać na wieki.
    Odsłoniła oczy i spojrzała na błękitne niebo za oknem. Pogoda zapowiadała sie cudowna na zakupy w galerii, gdzie umówila się ze swoja najlepsza przyjaciółką. Westchnęla przestając myśleć o śnie, chociaz raz na czas pojawiał się w jej podświadomości sprawiając w niej dziwny niepokój. Usiadła na łóżku i wlączyła radio. Gdy słuchała muzyki zawsze szybciej się zbierała. Ziewnęła jeszcze pare razy i przeciągnęła się leniwie. Ostatnie dni wakacji nie może tak po prostu przespać.
    Wyskoczyła z łóżka i usiadła przy biurku rozglądając się wokoło. Tatus po powrocie z delegacji obiecał jej zmianę wystroju sypialni. Różowe ściany strasznie kojarzyły się jej z rozkapryszoną dziewuchą i chciała czegoś nowego. Może złamana biel? Mebli wcale nie musiałaby zmieniać, miały idealną białą powierzchnię. Wszystko będzie białe, zdecydowała pukając palcem w usta. Czysto i niewinnie. Uśmiechnęła się pod nosem.
    Jej myśli przesunęły się ku dzisiejszemu ubraniu. Zapewne temperatura była wysoka jak na dziewiątą rano,więc potrzebowała czegoś lekkiego i jasnego.
' Był taki przystojny, zielonooki....'
    Dlaczego znów myślała o tym chłopaku ze snu? Owszem był seksowny, ale nie znaczyło to że mogłaby o nim śnić bez powodu. Westchnęła i wyjęla z torebki notesik. Szybko zapisała swój sen, tyle ile zdolała zapamiętać. Nie wierzyła że to się spełni, chociaż zapewne jedna z jej koleżanek powiedziałaby właśnie że sny czasem stają się jawą. Nicole nie miała ochoty by ktoś umierał na jej oczach znowu. Raz widziała śmierć swojej macochy; została z wielką siłą potrącona przez rozpędzony samochód. Zmarła na miejscu ,a sprawca nie został pojmany. Nikt nie chciał być świadkiem, nikt się nie zainteresował czarnym autem o przyciemnianych szybach.
    Sama Nicole dziękowala bogu że nie poszła z nią wtedy do tego fryzjera, że Victor zadzwonił do niej z propozycją spotkania, że musiała przystanąć na chodniku. Czy sen to była jakaś aluzja do śmierci Diany?
     Wzrok podążył do kalendarza. Dzisiejsza data wskazywała powrót ojca. Już dzisiaj znowu go zobaczy. Tęskniła za jego uściskiem, głosem i osoba. Kiedys nie była z nim blisko; doceniła go dopiero gdy wyszedł po raz kolejny za Evangeline, jej biologiczną matkę. Kobieta stała się cóż brzydko mówiąc podła. Już przestała udawać kochaną mamusię która zrobilaby wszystko by dostać opiekę nad córeczką. Dopięła swego; dobrała się do majątku i nie chciała puścic.
     Nicole zmrużyła jasnozielone oczy i podeszła do garderoby. Jedyne co zobaczyła ciekawego to biała krótka sukienka i kremowe platformy. Nie zwlekając dlugo ubrała się i wyszła do łazienki. Aż podskoczyla slysząc kogoś za drzwiami. Gdy je otworzyła stanęła oko w oko z prawie nagim mężczyną, kolegą matki z pracy. Leon Sheppard uniósł brew, a ona chyba ze zdziwienia zamknęła mu drzwi przed nosem i wróciła do swojego pokoju i przekręciła zamek w drzwiach.
    Co to znaczyło? Że mamusia zdradzała ojca? Że wyslała go do Europy po to by móc spokojnie zabawiać się ze współwłaściwielem jej kancelarii prawniczej? Czyżby ich sekretarka, pani Carson stala się zbyt ciekawska i nie mieli wystarczającej prywatności?
    Oddychała ciężko.
     - Coś się stało, panienko? - aż podskoczyła widząc Mi-Chan, azjatkę która byla ich jedną ze służących. Właśnie ścieliła jej łózko i patrzyła na nią smutnym wzrokiem.
     - Ach, przestraszyłaś mnie. Jesteś taka cicha, że nie zauważyłam że wchodzisz - odpowiedziała Nicole ponurym wzrokiem.
     Nie miała pojęcia jak się zachować, czy powiedzieć ojcu o tym co widziała czy też milczeć by go bardziej nie skrzywdzić. W najgorszym wypadku tatuś stwierdzi że znowu chce pozbyć się matki z domu i da szlaban, w najlepszym pozbędzie się z domu mamusi. Godne zastanowienia.
    Służąca ukłoniła się przepraszając.
     - Myślalam że zdąże nim panienka wyjdzie z łazienki.
     - Moja łazienka jest zajęta, niestety. Jakiś pan...
     - Pewnie pan Sheppard. Ostatnio często tu bywa, szczególnie w rannych godzinach, jak panienki nei ma w domu. Myślę, że...
     - Min-chan, ty nie myśl, ty sprzątaj. Mamusię zostaw mi - powiedziała wzdychając. Skoczyła na łózko które dziewczyna dopiero co poprawiła. - Wybacz, sama potem je pościelę. Mogłabyś zalatwić mi sok pomarańczowy i jogurt? Dzięki wielkie - poczekała aż służąca opuści pokój po czym sięgnęła po swój różowy iPhone, który aż prosił się o telefon do ojca. Chciała by być teraz w domu i nakrył swoją żonę w łóżku z innym, ale zapewne był jeszcze na lotnisku.
    Zanim wybrała z listy jego numer ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Przewróciła oczami i wstała z łóżka. To na pewno nie była jeszcze pracownica, nie zdążyłaby dojść do kuchni przez trzy sekundy. Wcale sie nie zdziwiła widząc matkę w niebieskim szlafroku. Była zdenerwowana i trochę czerwonawa na twarzy. Ciemne włosy zawinięte miała w ręcznik.
     - Nicole, co ty robisz w domu o tej porze? - powiedziała z pretensjami w głosie. - Nie powinnaś być w szkole..
    - Ty nawet nie wiesz kiedy zaczyna sie rok szkolny - powiedziała Nicole kladąc się z powrotem do łóżka .Zrzuciła jeszcze po drodze ciezkie buty. Nawet nie patrzyła na rodzicielkę. Tapeta w telefonie była o niebo ciekawsza niż złośliwy uśmiech mamusi. - Właściwie to masz dobry gust. Leon Sheppard, któżby pomyślał że ktoś taki zechce spojrzeć na ciebie. Albo ty na niego. Albo jest dobry w łóżku, albo ma tyle forsy by cię usatysfakcjonowac, co obie wiemy jest baaardzo trudne - uśmiechnęła się mściwie nadal patrzac na wyświetlacz telefonu. - Nie dość że chciwa, to jeszcze dziwka...
    Evangeline zacisnęła usta i pokręciła w milczeniu głową.
    - Jak... śmiesz...  - powiedziała w końcu.
    - Nie, jak ty śmiesz. Okłamujesz mnie, ojca i wszystkich. Nie masz prawa go zdradzać, nie masz prawa się wtrącać w nasze życie, nie masz prawa... brac od niego pieniądze. Zostawiłaś mnie wieki temu i tak powinno zostać! - Nicole spojrzała na nią z oczami pełnymi łez. Dawno nie płakala, ale emocje wzięly nad nią górę. Po prostu. - Wyjedź nim ojciec wróci, nie chce cię widziec.
     - Doprawdy? - matka uśmiechnęła się podle. - Nicole, wybacz kochanie ale ja nie wyjade. To mój dom i to nie ty tu rządzisz. Nie możesz mnie wyrzucić.
     - Taak? Nie mogę? To zrobi tu ojciec , gdy powiem mu z kim się zabawiasz. Nie jestem jedynym świadkiem... Wyjdź, nie mam ochoty na ciebie patrzeć! - wycedziła.
    Evangeline zmrużyła oczy i wyszła trzaskając drzwiami. Dziewczyna nadal wycierała łzy. Obiecała sobie kiedyś że nie będzie płakać z powodu matki. Kiedy była mała strasznie smutno jej było że jej mamusi nie było przy niej jak u każdej jej przyjaciółki. Po paru latach pojęła fakt że matka nie kocha jej tylko jej pieniądze.
     - Tato wróć - wyszeptała do siebie przytulając do piersi wielką różową poduszkę z wszytymi jej inicjałami. - Wróć.
 ***
- Nicole usiądź.
Spojrzała na ojca który chodził po swoim gabinecie i wykonała jego prośbę tylko dlatego że wydawał się być czymś zmartwiony. Z trudem panował nad tym by nie zapalić albo nie napić się Whisky w której stronę zerkał raz po raz. Na zmęczonej, ale nadal przystojnej twarzy błąkał się nerwowy uśmiech. Przyjrzała się mu dokladniej. Miał jeszcze więcej zmarszczek niż kiedyś, ale parę z nich dodawały mu uroku. Zielone oczy straciły swój blask, kąciki ust opadły, brązowe niegdyś włosy przerzedziły się i widać było pierwsze siwe kosmyki.
 Thomas Carter był jeszcze młody, miał zaledwie trzydzieści sześć lat, chociaż wygladał trochę starzej. Zniszczyły go problemy z żoną, trochę z córką w jej buntowniczych okresach no i praca. Stres był zabójcą jego urody którą odziedziczył po matce modelce i miss świata z któregoś roku. Dawniej pełen życia, dziś wrak człowieka.
Uśmiechnęła się tak samo nerwowo jak on i odgarnęła świeżo farbowane na brązowy kolor włosy do tyłu. Załozyła nogę za nogę.
 - Kochanie... - Thomas usiadł na obrotowym krześle i popatrzył na córkę troskliwym spojrzeniem. - ... nie wiem co się stało między tobą a Evangeline, ale ona jest oburzona tym...
 - Tato, znasz ją - powiedziała Nicole lekko unosząc głos. I znowu zacznie się wykład o tym jak powinna traktować mamusię? - Nazwałam ją tak jak zasłużyła...
 - Nicole. Wiem że się nie znosicie, ja wprawdzie mówiąc również straciłem do niej zaufanie, ale nie możesz po prostu nazywać ją dziwką. To jednak twoja matka.
Prychnęła pod nosem opierając się o miękki zagłowek beżowej sofy.
 - Matka która najpierw chciała aborcji... Lecz miała na szczęście na tyle sumienia mnie urodzić i zostawić tobie. Nie ma to jak miłość.. syknęła.
 - Uznałem więc - kontynuował - że dopóki nie przejdę z nią przez rozwód...
 - Ubiegasz się o rozwód? , tato, wiedziałam że ten wyjazd dobrze ci zrobi.. - ucieszyła się i klasnęła w dłonie.
 - To... musisz stąd wyjechac. Zaostrzysz tylko nasz konflikt, a nie zamierzam walczyć z nią znowu parę dobrych lat. Oczywiscie teraz bedzie łatwiej bo wątpie by chciała walczyć o opiekę nad tobą tak zaciekle jak przy pierwszym naszym rozwodzie. W zasadzie nie chcę narazie cię w to wciągać. Dajmy jej wolną rękę, niech mnie zdradza ile chce. To idzie na jej niekorzyść - uśmiechnął się złośliwie zupełnie jak robiła to Nicole. Najwyraźniej więcej rzeczy odziedziczyła po tatusiu.
Lecz w tym momencie coś innego ją uderzyło. Jak to wyjechać?
Czy on chce się jej pozbyć?
 - Tato...
 - Wybralem dla ciebie dobrą szkołę z Internatem. Daleko od domu, ładny kampus, większe prawdopodobieństwo że dostaniesz się do Uniwersytetu z Ivy League.
 - Tato?
 Nadal nie mogła uwierzyć że ojciec tak po prostu wysyłał ją do szkoły z Internatem. Nigdy miał tego nie robić, obiecywał jej to wiele razy o ile oglądali wspólne dzięcece komedie o właśnie takich instytucjach. W gardle wyrosła gula utrudniająca przełykanie, pierwszy objaw że zaraz po prostu znowu się rozklei.
Wpatrywała się jednak dalej w ojca żądając wiecej wyjaśnień.
 - Liceum Nelsona również było dla ciebie dobre  - stwierdziła że głos zaczyna się jej załamywać, a oczy zachodziły mgłą. - Ja tu mam przyjaciół, mam byc kapitanem cheerleaderek, mam chłopaka...
 - Nicole, to dla mnie ciężkie tak samo jak dla ciebie, lecz jeśli chcesz się pozbyć z domu jędzy to zrób to. Skończ tą szkołę, wrócisz do domu i będziemy zastanawiać się co dalej, dobrze? Zostało trzy dni do nowego roku szkolnego... A tam poznasz nowych przyjaciół, zaczniesz nowe życie z dala od Miami.
  Przełknęła ślinę.
 - Zawsze szukałeś pretekstu by mnie wywieźć z Miami - powiedziała z wyrzutem obejmując ramionami kolana. - Ale żeby szkoła z Internatem na jakimś zadupiu? Przesadziłeś.
 Wstał z fotela trzymając w rece jakąś teczke z logiem tej szkoły. A niech go szlag! Zawsze musiał być taki uparty? Kolejna cecha którą po nim odziedziczyła, tylko że jego upór zawsze zwyciężał! Usiadł obok niej i objął ją delikatnie.
 - Przejrzyj ten przewodnik po Salem Hall Academy. Na pewno ci się spodoba, sławni ludzie, piękni, bogaci. Zupełnie to co w Nelsonie. Szybko się wpasujesz w nowe towrzystwo. - pocałował ją w czubek głowy. - Zrób to dla mnie dobrze? Nicky... Pozwolę ci zrobic nawet pożegnalną impreze nad basenem.
 - I co z tego? - krzyknęła.- Obiecywałeś że nigdy mnie nie oddasz takiej instytucji!
 - Nicole prosze cię.. Zostały ci tylko trzy lata nauki. Potem dostaniesz co tylko bedziesz chciała. Samochód, jacht, własne mieszkanie w jakimś twoim ulubionym mieście. Pozwolę ci nawet wkręcić się w showbiznes.
Nie do wiary! Własny ojciec próbuje ją właśnie przekupić! Co się z nim stało? Zawsze był przeciwnikiem szantażów i innych form przekupstwa. Czy nikt z okolic Evangeline Saint Andre Carter nie mógłbyć normalny?
 Widząc jednak zaciętą minę ojca oraz niemal błagalne spojrzenie uległa. Niech się dzieje wola nieba. Może rzeczywiście szkoła z Internatem to jest coś czego jej potrzeba? Brakowało jej będzie tylko znajomych, Taa, przyjaciółmi większości nie mogła nazwać  bo zdołała zauwazyć ich brak lojalności i oczekiwanie kiedy komuś podwinie się noga. Umieli jednak pocieszać, wkręcać się do klubów nocnych gdzie bawili się całą noc oraz obgadywać i sprzedawać plotki go gazet. Ale byli jej znajomymi...
 Wzięła od niego teczkę.
 Tylko jak ja powiem to Angeli i Megan, że nie zaczniemy razem nowego roku? - pomyślała wzdychając.

  *

Skrzywiła się z bólu pijąc zimną wodę podaną przez Megan Brewster, jej najlepszą przyjaciółkę. Zęby zawsze buntowały się przeciwko zimnym i gorącym napojom i żadna pasta ani płyn w tym nie pomagały. Poczekała chwilę nim nerwy wróciły do staniu sprzed napicia się i odłożyła kryształową szlankę na stół w salonie państwa Brewsterów.
Megan podwinęła nogi pod siebie i spojrzała na Nicole z zaciekawieniem. Jej jasne włosy związane były w niechlujny kok, z jakim na pewno dziewczyna nie wyszłaby nawet do ogrodu. Była jednak przeziębiona więc chodząc po domu mogła wyglądać tak jak chciała. Ubrana była w porozciągany dres z nadrukiem Nelson Junior High School, ale nawet w tym wyglądała idealnie ze swoją dziecięcą niemal urodą. I chociaż wyglądała jak przerośnięta ósmoklasistka, jeśli chodziło o rozum to nie miała sobie równych. Zawsze wybierała przedmioty na poziomie rozszerzonym a na forach dyskusyjnych błyszczała wiedzą i swoim uporem.
- Więc? Miałaś jakieś fatalne wieści sądząc po twoim głosie - powiedziała włączając pilotem klimatyzację, bo w pomieszczeniu zrobiło się nadzwyczaj gorąco. Napiła się łyka swojej wody z limetką.
 Nicole wypuściła powietrze z płuc i unikała kontaktu wzrokowego.
 - Po pierwsze moja mamusia zdradza ojca. Z SHEPPARDEM, wyobrażasz sobie? Tatuś chcąc rozwodu musi się mnie pozbyć z domu..
- To znaczy że zamieszkasz w swoim apartamencie w centrum czy ze mną? - Megan uśmiechnęła się leciutko. - Wiesz moi rodzice nie mieliby nic przeciwko.
 - Mieliby, nie lubią mnie od kiedy wróciłaś pijana z moich piętnastych urodzin bo zachciało ci się sprawdzać wszystkie barki moich rodziców. Nie, nie wprowadzam się ani do penthouse'a ani do ciebie. - wzięła głęboki oddech. - Ojciec wysyła mnie do Salem. Do szkoły z Internatem.
Megan odłożyła szybko szklankę na stolik i wrecz osłupiała.Bezgłośnie powtarzała 'Internat' i otworzyła swoje śliczne, błyszczące od ogromnej ilości błyszczyka, usta.
 - Powiedz że zrobiłaś swój napad histerii ? - spytała błagalnym tonem. - Nie możesz tak po prostu wyjechać gdzieś daleko kiedy zaczynamy poważne liceum! Angel się załamie...A Victor?
 Nicole spojrzała wymownie w sufit. Histeria w tym wypadku nie była najlepszym pomysłem, bo rozwód z Evageline to poważna sprawa i głupie zagrywki nastolatki by nie podziałały na ojca. I tak tupanie nogami to był poziom przedszkolaka i nie przystały one dobrze wychowanej szesnastolatce.
 - Victor stwierdził, że będzie mnie odwiedzał albo zamieszka w hotelu blisko kapmpusu. Dla niego to nie problem w końcu jest pełnoletni. Interesy poczekają. Angel powiem dziś na imprezie pożegnalnej, a reszta... cóż, nie muszą wiedzieć. Mówię tobie drugiej, bo jesteś moją najlpeszą przyjaciółką... - rzekła Nicole patrząc na Meg z lekkim uśmiechem. Najchętniej teraz by się rozkleiła, ale szkoda byłoby makijażu nad którym pracowała całe piętnaście minut. Udawanie pasowało najbardziej do tej sytuacji. Może Miami rzeczywiście źle na nią działało jak mówił ojciec?
Miała swoje szesnaście lat i spróbowała w życiu wiele rzeczy. Narkotyki? Sprawdzone. Papierosy? Nie raz nie dwa. Alkohol? Lał się litrami. Seks? Cóż, mając starszego chłopaka to głupie pytanie. I wszystko dlatego że obracała się w najlepszym towarzsystwie szkoły, gdzie tańczenie w klubach o czwartej nad ranem w tygodniu było na porządku dziennym. Raz na czas dostawały sie do strefy dla Vipów wraz z gwiazdami rocka czy popu.
- Doceniam to, Nicky... Wiesz, że będę tęsknić... - pociagnęła teatralnie nosem po czym zaśmiała się. - I tak długo nie wytrzymasz w tak surowej szkole. Victor przecież nie raz opowiadał o swoim miesięcznym pobycie tam... Uciekł gdzie pieprz rośnie, ty zrobisz to samo. My, dzieci Miami nie dajemy się zamknąć w szkole z mundurkami gdzie nie liczy się ile masz kasy ani w co się ubierasz. - powiedziała to z wyraźnym obrzydzeniem, a Nicole uniosła tylko brew. Megan bądź co bądź miała rację.... ale....
 - Dam sobię radę, bo jak przetrwam ta rzeź namówię ojca na sponsoring wakacji mojego życia. Pojedziemy wszyscy na Karaiby na cały miesiąc.
 - Więc się cieszysz że jedziesz? - mruknęła Meg oglądając w tym momencie paznokcie które weflug Nicky potrzebowały teraz manikiurzystki. Blondynka obgryzała paznokcie nałogowo, a nie mogła nosić  tipsów przez jakieś uczulenie.
- Jakaś częśc się cieszy, a druga... cierpi, bo ojciec obiecywał że mnie nie zamknie w takiej szkole.
Megan prychneła pod nosem i wstała z idealnie białej sofy i podeszła do barku.
 - Whisky czy Martini? - zapytała przygotowując już szklanki. - No co, ostatnie dni w którym wolno ci pić. Potem abstynencja na całej linii. Jak wrócisz do nas zapewne cię nie poznam, a ty biorąc każdego kęsa będziesz odmawiać modlitwy.
 Nicole uniosła brew i podeszła do przyjaciółki. Z uśmiechem wzięla z półki najdroższego szampana. Blondynka pokręciła głową.
 - Nie, nie możesz otworzyć tego. Ojciec by mnie chyba zabił...
Wszyscy wiedzieli, że rodzice Megan Brewster to typowi konserwatyści, chociaż czasem bywali mili. Meg żeby wyjść na imprezy musiała wiele obiecywać i kłamać. Najczęściej potem spała u Nicole, by rodzice nie dowiedzieli się w jakim stanie doszła do łóżka. Gdyby teraz widzieli co się dzieje w ich salonie wpadliby w szał, zwłaszcza że Nicole trzymała w ręce szampana za który każdy bar liczył sobie dość dużą kwotę.
 - Założmy się. Jesli przetrwam więcej niż miesiąt napijemy się go wraz z twoją mamusią - Nicole uśmiechnęła się wrednie. - Jesli nie przetrwam kupię im całą półkę tego szampana. A teraz napijmy się tego - odłożyła na półkę szampana a wzięła whisky Danielsa.
 - Oj Nicole Nicole. Szykuj się, to będzie dla ciebie ksieżniczki szkoły, szkoła przetrwania. Na zdrowie!